Skąd się bierze wiedza

Koleżanka zapytała mnie wczoraj skąd się znam na poligrafii.

Otóż, nie mam w tym kierunku skończonych żadnych studiów ani licencjatów
czy dłuższych kursów. Jak się uczyłam, to za chwilę, a teraz o moim wykształceniu.

Liceum kończyłam w 1977 roku. Nie było wtedy takich możliwości wyboru kierunku studiów jak teraz. Cóż więc zrobił najlepszy matematyk i fizyk? Wybrał coś „dostatecznie ambitnego”, czyli Wydział Elektroniki Politechniki Warszawskiej. Fakt, lubiłam fizykę ciała stałego i teorię względności Einsteina.
Za chwilę matura na cztery bdb, czyli pisemny polski i matematyka, ustna matematyka i fizyka. Potem egzamin wstępny na studia na 4,84, a potem studia skończone na bdb na dyplomie : -) To była świetna szkoła myślenia. Nigdy nie pracowałam w swoim zawodzie. Bo też był ze mnie elektronik-teoretyk. Nigdy to nie było moją pasją. Grzebanie się w kabelkach i układach scalonych.

Moja koleżanka z klasy pomyślała wtedy w 1977 roku o Wydziale Poligrafii.
Ale po takim wydziale miało się wiedzę do tego, żeby być drukarzem. No i ona ma coś wspólnego z „farbami”. Prowadzi sklep z farbami do malowania pomieszczeń.

Po skończeniu studiów i specjalizacji w mikrofalach, w Kraśniku w maju 1982 mogłam pójść do pracy do wojska albo do milicji do kryminalistyki. Ale to był stan wojenny, ZOMO latało po ulicach, więc… wyżebrałam posadę nauczyciela elektrotechniki u znajomego dyrektora szkoły średniej.

W 1988 roku przekwalifikowałam się na nauczyciela informatyki, robiąc studia podyplomowe, i zaliczyłam piękny okres pracy zawodowej jako… najlepszy informatyk w mieście i jeden z 3 najlepszych informatyków
w województwie lubelskim : -) Za swój największy sukces programisty w języku programowania Pascal uważam animację działania silnika czterosuwowego. Pięknie chodziły tłoki i przeskakiwała iskra : -) Wywoływałam także w aplikacjach bitmapy na ekran przez naciśnięcie wskazanego klawisza. To było moje odkrycie, jakiś „szósty zmysł” z natrafieniem na właściwy początek stosu obrazu, po przeczytaniu artykułu, który stał się moją inspiracją. O to nie pytaj, nie zajmuję się, natychmiast zapominam. W ogóle w pracy towarzyszy mi ciągle „szósty zmysł” i natchnienie : -) Często potem nie pamiętam JAK. Od tego jest „kostka biała”, żeby za mnie pamiętać.

Bez wątpienia to, że komputer nie był mi obcy, było naturalną koleją rzeczy do tego, żebym zainteresowała się poligrafią komputerową, czyli zakresem prac w obrębie szeroko pojętego działu poligrafii – pracą przygotowalni poligraficznej.

Zaczęłam działalność w 1994 roku, zakupiłam do komputera i drukarki skaner, licencjonowane oprogramowanie do grafiki Adobe Photoshop, Adobe Page Maker, Corel Draw i… tak zaczęła się przygoda mojego życia, niezmiennie każdego dnia fascynująca…

Kupowałam każdą! książkę, jaka ukazywała się na rynku o projektowaniu publikacji, o korzystaniu z mojego oprogramowania… Robiłam pliki postscriptowe do drukarni i zbierałam uwagi od pracowników ich przygotowalni poligraficznych, co jest źle, na co zwrócić uwagę w przygotowywaniu projektu
do druku. Z drżeniem serca oczekiwałam na telefon z naświetlarni, czy wszystko „poszło”. Czy nie trzeba wsiadać w samochód w chwilę po powrocie z Lublina
z poprawkami i gnać znowu 100 km w obydwie strony… A tu, oczywiście, termin
na wczoraj na dodatek…

Podpatrywałam i uczyłam się. Łapałam każdą uwagę mimochodem rzuconą.

Przeżywałam też chwile upokorzeń. W jednej z przygotowalni pracowali wyjątkowo niesympatyczni mężczyźni. Ciągle mieli do mnie pretensje, nawet jak
w wydawnictwie 144 strony „nie poszła ” 1 strona. Niech się pani douczy.
Ja – chętnie się douczę, ale nie wiem, gdzie. I kiedyś taki kwiatek – no to niech pani leci nawet na Księżyc się douczyć. A tego to już było za wiele. Poskarżyłam się właścicielowi. I od razu też wyjaśniłam, że te ich zarzuty pod moim adresem to też były mocno przesadzone. Właściciel przepraszał, to uroczy, delikatny, kulturalny człowiek.

Byłam też na dwutygodniowym wyjazdowym kursie obsługi Corela
i dwutygodniowym wyjazdowym kursie obsługi Adobe Page Makera. Ale wtedy- jak się okazało – wiedziałam już tyle, że ćwiczenia robiłam błyskawicznie i mi tylko wszyscy kursanci zaglądali przez ramię… pokaż… pokaż jak zrobiłaś

A więc, skąd się bierze wiedza? Trzeba gromadzić literaturę i potrzebne adresy stron internetowych, czytać, podpatrywać, pytać, ćwiczyć, jeździć na kursy, szkolenia, konferencje. Teraz także można zaglądać na fora internetowe specjalistyczne. No i brać udział w szkoleniach na platformach e-learningowych. Życia nie starczy… Ja potrzebuję minimum 48 godzin na dobę.

Pozdrawiam cię serdecznie, Grażyna

Leave a comment

Your email address will not be published.


*


*